czwartek, 12 maja 2016

Subiektywna lista albumów wszechczasów

Albumy wszechczasów

Ja już we wcześniejszym poście można było się domyślić, że jestem wielkim fanem muzyki. Dlatego dziś przedstawię Wam mój osobisty i subiektywny top albumów wszechczasów. Stwierdziłem, że podzielę się trochę moimi ulubionymi płytami. Prawdopodobnie wszystkie znacie, a jeśli nie to bardzo miło mi będzie Was z nimi zapoznać. Na wstępie muszę zaznaczyć, że ograniczyłem się tylko do dziesiątki, która po dłuższym zastanowieniu zaczęła mi uwierać. Ciężko było mi było niektóre płyty odrzucić. Muszę również podkreślić, że przyjąłem sobie zasadę w rankingu, by w dziesiątce jeden zespół znalazł się tylko raz. Mam nadzieję, że lektura będzie miła.



albumy wszechczasów

John Coltrane - Blue Train (1957)

Jeden z dwóch jazzowych albumów na mojej liście. „Blue Train” jest jednym z moich ulubionych jazzowych longplayów. Do czasu tej płyty John Coltrane był uważany za bardzo dobrego muzyka, który raczej nie grał na swoje nazwisko. Uczestniczył w różnych projektach, gdzie nie bywał pierwszoplanową postacią. Jednak album „Blue Train” przyczynił się do powstania legendy Coltranea. Jest uznawany za jedną z największych gwiazd bebopu i reformatora jazzu, który po erze big bandów skierował się w stronę awangardy. Tworzył dreamteam Milesa Davisa, o którym na tej liście potem. Na pewno Niebieski Pociąg jest wielką jazzową podróżą, a John Coltrane genialnym maszynistą.
.

albumy wszechczasów


Miles Davis - „Kind of Blue” (1959)

Miles Davis po prostu musiał się tu pojawić. Dlaczego właśnie „Kind of Blue”? Ponieważ ten album zrewolucjonizował światowy jazz, a na dodatek do dzisiaj ten krążek się broni. Davis nagrał tą płytę wraz z zespołem od początku do końca improwizując. Prawie  każdy utwór był nagrany tylko raz co daje do myślenia jak wielcy muzycy w tym uczestniczyli. Wystarczy tylko wymienić Billa Evansa albo Johna Coltranea, by określić skalę jazzowej genialności na metr kwadratowy w studio nagraniowym. Brak słów. Jedynie co można zrobić to posłuchać.


albumy wszechczasów

The Doors – The Doors (1967) 

Mam problem z tą płytą, ponieważ już dawno jej nie słucham. W czasach szkolnych byłem zagorzałym fanem The Doors, do tego stopnia, że za moje ciężko odłożone zaskórniaki kupowałem sobie oryginały płyt oraz książki o Jimie Morrisonie. Tak jak z młodzieńczą miłością bywa fascynacja przeminęła i została chłodna kalkulacja. Pomimo tej obojętności i po tysiącach przesłuchań muszę przyznać, że album nadal znajduję się w moim top. Muszę tu zaznaczyć, że wahałem się który album tu umieścić. Zastanawiałem się czy jednak nie lepszą opcją będzie „L.A. Woman” z bardziej bluesowym brzmieniem zespołu, które Morrison tak kochał. Pierwsza i ostatnia z płyt z Królem Jaszczurów w dyskografii zespołu bardzo od siebie różnią. Debiut z 1967 znajduję się na tej liście ponieważ muszę, którąś z płyt wybrać. Przeważyły szczegóły i to, że ciągle mam słabość do piosenki „End of The Night”.

albumy wczechczasów

 The Beatles - The White Album (1968)

 The Beatles nie mogło zabraknąć w tym zestawieniu. Ten zespół był na tyle znaczący dla muzyki, że i dla mnie jest ważny. Na dodatek mój tata jest wielkim fanem twórczości wielkiej czwórki z Liverpoolu. Biały album jest moim ulubionym krążkiem Beatlesów. Mówiąc dokładniej dwóch krążków, ponieważ album wydany został w formie dwóch winyli. To owoc podróży do Indii i odnowy duchowej grupy. Już w tym czasie widać było, że grupa nie działa tak jak powinna. Wyprawa miała uratować zespół. Z ratunku nie wyszło zbyt wiele, ale album jest owocem poszukiwań. I trzeba przyznać, że smakuje dobrze, choć jest to płyta bardzo zróżnicowana. Do tego longplayu najczęściej wracam z dyskografii The Beatles.


albumy wszechczasów

John Lennon/Plastic Ono Band (1970) 

Pierwszy album Lennona po rozpadzie The Beatles. Pewnie się dziwicie dlaczego nie postawiłem na tej liście na album „Imagine”? Bo właśnie pierwsza płyta według mnie daje pełny obraz emocji z jakimi John musiał się uporać, by zacząć grać na swój własny koszt. W piosence „God” śpiewał, że już nie wierzy w The Beatles, a jedynie w siebie i Yoko Ono. I prawdopodobnie właśnie tym longplayem odkreślił grubą linią swoją działalność w najsłynniejszej grupie z Liverpoolu. Warto zaznaczyć, że wszystkie piosenki napisał sam i prawie wszystkie partie gitary i fortepianu nagrał osobiście. Jest to bardzo osobista płyta w której rozprawia się z jego rodzinnymi tragediami, bogiem i podkreśla miłość do Yoko. Album jest bardzo prosty w formie  i to jest główny jego atut. Bardzo dużo możecie się dowiedzieć o tym krążku w książce „Lennon wspomina” Janna Wennera, który jest pełnym wywiadem przeprowadzonym z Lennonem w 1970 roku dla Rolling Stone.


albumy wszechczasów

Pink Floyd- The Dark Side of the Moon (1973) 

Tak na prawdę miałem problem z Pink Floyd, bo gdybym mógł to bym wstawił na tej liście trzy lub cztery albumy tego zespołu. Padło na „The Dark Side of the Moon” co pewnie nie jest za bardzo oryginalne. Płyta koncepcyjna, która obrazuje współczesny świat. Pieniądze, lęk przed przemijaniem, wojny i szaleństwo. Co tu się będę rozpisywać. Każdy zna okładkę tego albumu i każdy na pewno słyszał „Time” lub „Money” w radiu. Album odniósł duży sukces komercyjny i nadal jest szalenie popularny na całym świecie, a sama grupa inspirowała wielkie zespoły grające progresywny rock takie jak Genesis, Yes czy Dream Theater.


albumy wszechczasów

Dire Straits - Brothers in Arms (1985) 

To jest jeden z tych albumów do których musiałem dorosnąć. Osobiście bardzo relaksuje się słuchając piosenek z tego longplaya. Płyta pod przywództwem Marka Knopflera po drugiej fali „rozpadu” zespołu Dire Straits była przełomem nie tylko w grupie, ale także w całej muzyce rozrywkowej. „Brothers in Arms” była pierwszym albumem rockowym nagranym w wersji cyfrowej i wydanym w dwóch wersjach. Analogowej czyli na winylu oraz na krążku kompaktowym. Nikt wcześniej nie podjął decyzji na rozpowszechnianie muzyki w wersji CD poza muzykami klasycznymi. Wersja cyfrowa raczej była w tym czasie bardziej ciekawostką i nie brano jej pod uwagę przy promocji muzyki rozrywkowej. Knopfler swoją decyzją spopularyzował nośnik CD. Z ciekawostek można jeszcze dodać, że wersje na czarnym krążku są krótsze od tych na kompaktach i bardzo z tego powodu ubolewam, bo posiadam tylko wersję analogową.
Ten album jest najbardziej rozpoznawalnym dokonaniem brytyjskiej formacji i w wielu krajach wspiął się na pierwsze miejsca list sprzedanych płyt. Co ciekawe pierwszy raz w Anglii właśnie ta płyta otrzymała status platynowej. A to jeszcze nie koniec rekordów. Do singla „Money for Nothing” promującego płytę stworzono teledysk, który był pierwszym w historii animowanym komputerowo. I jak ten krążek nie może być albumem wszechczasów?


albumy wszechczasów

„So” – Peter Gabriel  (1986)

Płyta uznawana przez chyba większość za najlepszą w dorobku Petera Gabriela. Czy na pewno? To rzecz gustu oczywiście. Stwierdzenie, że „So” to największy sukces muzyczny Gabriela, pewnie wywoła u jego fanów duży sprzeciw. Ja osobiście uwielbiam tą płytę, na której znajdują się takie przeboje jak „Red Rain”, „Don’t Give Up” czy „In Your Eyes” Na albumie gościnnie wystąpiła Kate Bush i nie będę Was okłamywać, że do tej pani mam wielką słabość. Całość płyty to bardzo wyrafinowany pop, który uwielbiam. Wszystko kończy utwór „We Do What We're Told (Milgram's 37)”, który nawiązuje do słynnego eksperymentu Stanleya Milgrama, który na początku lat sześćdziesiątych badał posłuszeństwo wobec autorytetów.


albumy wszechczasów

Sigur Rós - Ágætis byrjun (1999) 

Pamiętam, że natrafiłem na tą płytę w roku 2001 czyli dwa lata po premierze. Wryło mnie. To co usłyszałem było zupełnie inne od tego co wcześniej słuchałem. Oczarował mnie ten album na tyle, że stałem się fanem zespołu jak i całej muzyki z Islandii. Płyta pochłonęła mnie i gdy kupiłem ten album w jakiejś promocji hipermarketu za 15 zł ciszyłem się jak dziecko i jednocześnie bulwersowałem się jak tak można nisko wycenić tą płytę. „Dobry początek” (bo tak nazywa się się płyta) jest drugim longplayem chłopaków z Rejkiawiku i pierwszą nagraną w formie post-rockowej. Był to wielki sukces Sigur Rós, który zapoczątkował gigantyczną światową karierę. Ta płyta to kwintesencja spokoju i słuchając jej zawsze jestem zrelaksowany .


albumy wszechczasów

Amy Winehouse - Back to Black (2006) 

Pewnie jest to dla Was duże zaskoczenie, że właśnie ten album znalazł się na tej liście. Dlaczego właśnie ta płyta, a nie jakiś stary klasyk? Według mnie ta płyta za parę lat stanie się z pewnością klasykiem. Strona muzyczna tego krążka jest wyśmienita. Słychać tu mieszankę soulu, rhythm’n’bluesa oraz nawet ska. To wszystko składa się na bardzo nienowoczesne brzmienie, ale jednak bardzo oryginalne. Do tego dochodzą teksty, które są bardzo prawdziwe i szczere. Amy Winehouse była wielką piosenkarką chociaż wtłoczoną w show biznes muzyczny, który w dzisiejszych czasach trawi i wypluwa swoje ofiary. Po obejrzeniu filmu „Amy” w reżyserii Asifa Kapadia, nie umiem inaczej słuchać tego albumu jak z nutą smutku. Mogę tylko wysnuwać tezę, że być może jej największym pechem był sukces właśnie albumu „Back to Black”.


Podobał się mój post. Zapraszam do przeczytania poprzedniego Czym zajmuje się foniatra.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz